30 marca 2015

Matka P(Olka) i Gabrysiowe "O ja cię!" (cz.3)

O ja cię! Ale to był weekend! Mama nam obcinała paznokcie. W sumie to aż trzydzieści paznokci i tylko z jednego polała się krew. Mama się bardzo ucieszyła, że tylko z jednego! Ja mniej, bo to akurat z mojego. Głośno powiedziałem, co o tym myślę. I cycuś nie wystarczył, żeby mnie udobruchać. O nie nie, ja nie jestem taki, że byle cycuś mnie zadowoli. Dwa to co innego. Po dwóch to już jej nawet wybaczyłem. O ja cię! Ale mam Brata!  Ostatnio mama prosiła, żeby mi nakręcił pozytywkę. Pozytywka, to takie coś, co mama powiesiła nad łóżeczkiem i to ma zagłuszać, jak ja płaczę. Nie zagłusza! I mama mówi, że wyrzuci to do kosza. Trochę inaczej mówi, no ale mi nie wolno. No i Mikołaj mi to nakręcił, przy okazji wszedł do łóżeczka i nadepnął mi na stopę. Ale tak trochę tylko, nie za długo płakałem. Nawet nie spuchła mi ta stopa. A jak tatuś z mamusią przenieśli pokoiki, to Mikołajek i Basia zaczęli spać w swoich łóżeczkach. O ja cię! jakie oni mają fajne łóżka. Mikołajek to ma tak wysoko wysoko, że jak coś nabroi, to tam ucieka, bo mama nie dosięgnie. No i jak oni zaczęli tam spać, to mamusia i tatuś myśleli, że będą w nocy mogli się czasem przytulić. Ale się  nie przytulają, bo zauważyłem, że przy mamusi śpi się całkiem fajnie i jest cieplutko i zawsze są dwa cycusie obok. Tatuś też lubi, kiedy jest cieplutko i kiedy cycusie są obok. No ale teraz są obok mnie. A Mikołajek dziś spadł z tego wysokiego łóżka, bo się głupio bawił. Tak mówi mama. No i jak spadł, to mama najpierw sprawdziła, czy nic nie złamał. Złamał. Pokrywkę z pudełka na klocki lego. Ale sobie to nic nie złamał. Potem mama zrobiła awanturę. I to jaką, o ja cię! Chyba nawet Pani Ania z bloku obok słyszała :)  Mama prosi, żeby nic nie zgłaszać na Policję, bo wszyscy żyją! A potem mama się rozpłakała i powiedziała, że to za dużo emocji. O ja cię, jaka ona dziwna jest. A potem to tatuś pojechał z Mikołajkiem do szpitala, bo mama się bała, że Mikołajek ma jednak złamane żebro. Nie wiem, co to żebro, ale bardzo Mikołajka bolało. Też płakałem. I Basia też. I Mikołaj płakał, że go boli. Tylko tatuś nie płakał, ale mama płakała za siebie i za tatusia.  Basia jest taka sama. Też robi awantury i płacze. Tata mówi, że dziewczyny tak mają. I Basia ciągle mnie całuje. I przytula. Tata mówi, że dziewczyny mają tak też. I Basia ciągle mi smoczek wkłada, a ja nie lubię. Ja się jej chyba trochę boję, bo ona jakaś dziwna jest! O ja cię! Mama też. Otwieram oczy w nocy, a mama tak blisko mnie. A potem się dziwi, że płaczę i mówi: "oj Gabrysiu, nie płacz, Mamusia tylko sprawdza, czy oddychasz". No jak mam oddychać, jak ona tak wisi nade mną?  

A u nas tyle się działo. Była tu Babcia z Dziadkiem i byliśmy nad morzem. I miałem piasek w nosie. I była też ciocia z wujkiem i z dziewczynkami i też byliśmy nad morzem. I znowu miałem piasek w nosie. Chyba jestem podobny do taty, bo mama często mówi do taty: "Ty jak zwykle masz wszystko w nosie!". I w ogóle to byliśmy wszyscy tacy chorzy. Tacy chorzy, że o ja cię! I nawet jeszcze jesteśmy. I też byliśmy na zakupach. Wszyscy razem. Ale mama chyba nie lubi, bo ciągle tylko mówiła: "Mikołaj, chodź tu, Basia nie wychodź z wózka, Mikołąj nie dotykaj, Mikołaj zostaw, Basia nie wychodź z wózka, Gabryś, ciiiiiii, nie płacz, Basia nie wychodź z wózka, Mikołaj wracaj, Basia, wyjdź z wózka, bo zakupy się nie mieszczą..." 

O ja cię! Jaka ona dziwna jest! 


26 marca 2015

Matka P(Olka) i post o wszystkim

Był już post o niczym. Ale o wszystkim jeszcze nie było. Więc już jest.

Matka P(Olka) nie je słodyczy. Oprócz wafelków, o których istnieniu nikt poza Matką P(Olką) nie wie. A właściwie nie wiedział.  Jadła sobie po cichutku ostatnio Matka P(Olka) owe wafelki, starała się nie szeleścić i nawet nie chrupała głośno, kiedy niespodziewanie wpadła do sypialni  Baśka, kierowana genem wyczuwającym słodycze na odległość, najpewniej odziedziczonym po Matce P(Olce). Matka P(Olka), nie chcąc się podzielić, jak na chama przystało, w pośpiechu wepchała wafelki między łóżko a łóżeczko. Dwa dni później Ojciec P-ERO ścielił łóżko. Tak dokładnie, jak nigdy cholera jasna. I znalazł wafelki...  I tak sobie kpi z Matki P(Olki) do teraz...

Przez Matko - P(Olkowy) dom przetoczyli się goście. Było cudownie. Było głośno. Było pijacko. Było drogo. Matka P(Olka) po wizycie gości powinna oddać stanowisko rodzinnego księgowego Ojcu P-ERO. Poniosła sromotną klęskę naciągając budżet do maksimum. Goście natomiast po wizycie u Matki P(Olki) powinni natentychmiast zgłosić się do najbliższej poradni AA na Śląsku.

Przez Matko - P(Olkowy) dom przetoczyła się też angina. Razy trzy. Wszystkie Matko - P(Olkowe) dzieci na śniadanie, obiad i kolację pożerały antybiotyk. Złaaa Matka P(Olka), złaaaaa....  Matki najmądrzejsze nie podałyby dziecku antybiotyku. Matka P(Olka) jest więc potrójnie zła i powinna zostać spalona na stosie. 

Przez Matko - P(Olkowy) dom przetoczył  się także rzygowy bag. Razy trzy także, choć najbardziej oberwało się Baśce, która najpewniej wygrałaby zawody w sraniu i rzyganiu na odległość.

Przez Matko - P(Olkowy) dom przetoczył się również wirus grypopodobny, w związku z czym Matka P(Olka) i Ojciec P-ERO najpewniej wkrótce osierocą trójkę dzieci, bo są lekko wyjebani dzieciowymi anginami, sraniem i rzyganiem i na walkę z wirusem siły zwyczajnie nie mają.

Matko - P(Olkowy) Pierworodny  nie daje żyć Matce P(Olce) i Ojcu P-ERO wiercąc dziurę w brzuchu na temat zajęć z Irish Dancing. Bo musi, bo chce, bo pragnie, bo zawsze o tym marzył. Zawsze przez niespełna 5 lat życia! Gen taneczny odziedziczył Pierworodny najpewniej po Ojcu P-ERO, który swego czasu był czarującym tancerzem. Matka P(Olka) opanowała jedynie Poloneza i to wyłącznie dla potrzeb Studniówki.

Matko - P(Olkowy) Pierworodny wygrał szkolny konkurs plastyczny malując ogromną kaczkę. Posypały się ochy, achy i brawa, gratulacje także. W szkole nie wiedzą jednak, że Pierworodny codziennie terroryzowany jest przez siostrę, by namalować jej quacka. Pierwotnie Matka P(Olka) dumna i blada była, bo plastycznie to pewnie po niej taki zdolny ten Pierworodny. Ale to żaden talent chyba, bo gdyby kazać mu namalować kaczkę o trzeciej nad ranem, najpewniej namalowałby identyczną. Baśka tak go sterroryzowała, że na pamięć się nauczył, gdzie kaczki mają dzioby, a gdzie dupy. A że kaczka wpisała się w temat konkursu plastycznego, Pierworodny zabłysnął. I książkę wygrał. Dla odmiany o żabie. Może również dla odmiany Baśka przestanie quackać, a zacznie rechotać.

Matka P(Olka) przeżyła kolejną środę. Połowę przespała korzystając z tego, że Ojciec P-ERO pracuje w domu. Drugą połowę umiliła sobie mlekiem w proszku, co uszczęśliwiło Ojca P-ERO, ponieważ Matka P(Olka) wyżerając mleko w proszku, milczy. Chcąc nie chcąc milczy. Kto jadł kiedyś mleko w proszku, ten wie, że zakleja ono gębę na długo.

Dziś Matka P(Olka) wstała radosna jak skowronek. Wszyscy zdrowi. 

Radość rypła się o 8:30, kiedy Pierworodny tuż przed wyjściem do szkoły puścił pawia. 

Jest bosko! 

Matka P(Olka) pozdrawia z pola walki! Bezgłośnie. Bo zapomniała dodać, że kilka dni temu straciła głos. Co także bardzo cieszy Ojca P-ERO, który radości tej nawet bezczelnie nie kryje! 

18 marca 2015

Matka P(Olka) zjeżdża

Matka P(Olka) dostała na urodziny rolki. Podobno jazdy na rolkach się nie zapomina. Ha! Matka P(Olka) zapomniała. Wszak jest wyjątkowa. Ledwo założyła rolki, ujechała. Ujechała siedząc. Ujechała na hamulcu. Ale w końcu wstała. Szwagier bardzo chciał jej pomóc. Matka P(Olka) nie miała pojęcia, że jazda na rolkach może odzierać z godności aż w takim stopniu. Szwagier udowodnił, że jednak może. Ku uciesze reszty gości. A gości było sztuk wiele. Na szczęście z pomocą przybyła Marteczka. Matka P(Olka) jest Matką Chrzestną Marteczki, w związku z czym Marteczka nie miałaby odwagi postąpić z Matką P(Olką) tak podle, jak zrobił to jej Ojciec, a Matko - P(Olkowy) szwagier. Więc Matka P(Olka) z pomocą Marteczki poczyniła na rolkach pierwsze od 15 lat kroki na rolkach. Za punkt hamulcowy posłużył zegar w salonie. No bo przecież Matka P(Olka) nie jeździła w parku. Ale prawdopodobnie do parku zabierze ze sobą owy zegar także, bo z rolkowego hamulca korzystać nie umie. Po co on tam w ogóle jest?! Pod koniec urodzinowego party Matka P(Olka) sunęła po salonie niczym wodna nimfa,  kurczowo trzymając się przy tym Gabrysiowego wózka wyładowanego butelkami z wodą. Dzięki temu Matka P(Olka) nie musi zmieniać nazwiska na "Wyrypajew". I dobrze szło, dopóki Szwagier nie zechciał pomóc znowu. Matka P(Olka) nie wiedziała, że potrafi przybierać pozy, jak aktorki z filmów porno. Już wie, że potrafi. Ku uciesze reszty gości. A gości było sztuk wiele... 

Dwa dni później Matka P(Olka) wraz z Marteczką, której jest Matką Chrzestną i z Haneczką, której Matką Chrzestną nie jest, próbowała jeździć po parkingu. Było ciemno i Matka P(Olka) miała nadzieję, że sąsiedzi nie zauważą. Zauważyli. Nie trudno o to było, ponieważ Haneczka, której Matka P(Olka) Matką Chrzestną nie jest, dokumentowała poczynania Matki P(Olki). Sąsiadów do okien zwabił błysk fleszy. Fleszów. flesza? Matka P(Olka) nie zna poprawnej formy... 

Koniec końców okazało się, że jazdy na rolkach się nie zapomina. Matka P(Olka) przypomniała sobie, jak się jeździ, kiedy zobaczyła pająka. Nie jakiegoś tam sobie pajączka, tylko wielkiego tłustego włochatego pająka. Matka P(Olka) na rolkach umie już  nie tylko jeździć. Umie nawet spierdalać. Szybko.

12 marca 2015

Matka P(Olka) i 10 mądrości Buki :)

Matka P(Olka) zaprzyjaźniła się z Buką. Buka z fejsbuka jest najulubieńszą przyjaciółką Matki P(Olki). Oczywiście, że Matka P(Olka) wie, że słowo "najulubieńsza" jest niepoprawne, ale nie będzie z tego powodu wylewać fontanien łez. Mimo że jest środa.

A wracając do Buki. Nie sposób jej nie lubić, skoro to prawdopodobnie jednojajowa bliźniaczka Matki P(Olki). 

Buka mówi:

Skoro terapeuta radzi, to trzeba się dostosować. Matka P(Olka) zawsze kończy to, co zaczęła. Dziś na przykład dokończyła mleko w proszku. Otwarte opakowania strasznie wkurzają Matkę P(Olkę). No bo albo coś jest ładnie zapakowane i nietknięte, albo nie ma tego wcale. Aktualnie mleka w proszku nie ma wcale. Matka P(Olka) dokończyła też piwo. Nie jakieś tam piwo, tylko Karmi. No bo Matka P(Olka) karmi. A że dokończyła jedno, to wypiła i drugie. Matka P(Olka) nie lubi asymetrii. A jedno piwo w lodówce wygląda asymetrycznie. 

Buka mówi:


Matka P(Olka) kocha wino. Jeśli akurat Matka P(Olka) nie jest w ciąży lub nie karmi (co w przeciągu ostatnich pięciu lat zdarzyło się razy kilka), pozwala sobie na jeden kieliszeczek. Kieliszeczek o pojemności pół litra. Niestety bardzo mało wina jest w butelkach i zwykle drugi kieliszeczek wypełniony jest do połowy. Matka P(Olka) nie częstuje Ojca P-ERO resztą wina, bo to byłoby: raz - niesprawiedliwe, że Matka P(Olka) ma pół litra, a Ojciec P-ERO tylko 250 ml, a dwa - asymetryczne, gdyby stały koło siebie dwa kieliszki nierówno napełnione. Matka P(Olka) zatem te 250 ml wypija później, aby nie męczyć oczu asymetrią.  Matka P(Olka) wie, że napisała, że pozwala sobie na jeden kieliszeczek. Ale wcześniej wspomniała, że kończy to co zaczęła. Wino też. Bo przecież na stojąco w lodówce się nie mieści, a na leżąco się wyleje. Matka P(Olka) nie lubi, gdy coś się marnuje. Wino szczególnie.

Buka mówi:



Matka P(Olka) jest konsekwentna. Skoro kończy to, co zaczęła, nie lubi asymetrii i kocha wino, to logicznym jest fakt, że w domu nie ma resztek niedopitego wina. Matka P(Olka) nie niedopija. Matka P(Olka) dba dzięki temu o zdrowie całej rodziny. Nie dodaje do żeberek alkoholu. Właściwie to niczego nie dodaje do żeberek. Matka P(Olka) nie pichci żeberek.

Buka mówi:

Był taki czas w życiu Matki P(Olki), kiedy regularnie biegała. Ojciec P-ERO przejmował wówczas rolę Ojca i Matki jednocześnie, a ponieważ Pierworodny nie miał jeszcze rodzeństwa i zwykle o tej porze spał, to szału nie było.  Matka P(Olka) natomiast wraz z Najlepszą Przyjaciółką na Świecie uprawiały sport ekstremalny, jakim było bieganie. I całkiem dobrze by im to bieganie szło, gdyby nie fakt, że zawsze mają sobie dużo do powiedzenia. Uprawiając sport ekstremalny, jakim było bieganie, też miały sobie dużo do powiedzenia, co powodowało, że więcej chodziły niż biegały. Ale chodziły szybko i czasem nawet łapały zadyszkę. Prawdopodobnie nie z nadmiernej prędkości, a jedynie z nadmiaru słów. I tak sobie uprawiały obie ten sport ekstremalny, jakim było bieganie, czasem zmeniały trasę, żeby się nie wydało przed Teściową Matki P(Olki), że one tak ciężko trenują. I przyszedł kiedyś taki wieczór, kiedy Matka P(Olka) wyrżnęła orła. Na prostej, prościuteńkiej drodze. Po prostu była i nagle zniknęła, co bardzo zdziwiło Najlepszą Przyjaciółkę na Świecie. Zdziwiło ją na moment. Później już się nie dziwiła, tylko się śmiała. A że Matka P(Olka) podnosi się po każdym upadku, wtedy również się podniosła. Z dumą otrzepała spodnie i wyrżnęła znowu. Najlepsza Przyjaciółka na Świecie nie zdążyła się zdziwić śmiejąc się wgłos.  To był jeden z ostatnich wieczorów, kiedy Matka P(Olka) uprawiała sport ekstremalny, jakim było bieganie. Kilka dni później test ciążowy pokazał dwie kreski. W sumie Baśka jakaś inna jest, różni się od rodzeństwa. Może to przez te upadki… 

Pizzę Matka P(Olka) bardzo lubi. Szczególnie własnej roboty. 

Buka mówi:

Matka P(Olka) kocha Bukę! Razem mogłyby uprawiać sport ekstremalny, jakim jest bieganie, do upadłego. W przypadku Matki P(Olki) nie trzeba by było długo czekać… 

Buka mówi:


Matce P(Olce) nie jest potrzebny test ciążowy. Matce P(Olce) wystarczy Teściowa...

Buka mówi:

Matka P(Olka) chyba też jest na plusie. Ale nie ma tak źle. Źle będzie, kiedy Matka P(Olka) założy hula – hop i okaże się, że pasuje… 

Buka mówi:



Patrząc w lustro Matka P(Olka) stwierdza, że strasznie dużo znaczków musi mieć ten Alfabet Braille'a...

Buka mówi:

Matka P(Olka) bardzo chciałaby żyć bez bluzgów. Naprawdę bardzo by chciała. No ale kurwa, nie da się.  W końcu każdy ma jakieś hobby.

Buka mówi:

Matka P(Olka) też tak ma. Na szczęście to mija i terapii nie trzeba… wystarczy usiąść, odetchnąć, napić się herbatki, zjeść czekoladę i powtarzać sobie: tylko spokojnie, ciiiii, uspokój się, wdeeeech, wyyydeeech… działa...


A to dla tych, którzy nie chcą się z Buką zaprzyjaźnić :)





10 marca 2015

Matka P(Olka) serdecznie dziękuje :)

Matka P(Olka), mimo że od wczoraj rok starsza, to jednak wciąż młoda i piękna. Osoby z nadwagą starzeją się wolniej, więc Matce P(Olce)  prawdopodobnie w ogóle to nie grozi. Jednak na wszelki wypadek Matka - P(Olka) wysmarowała się przeciwzmarszczkowym kremem, który zapodział się na długie tygodnie i odnalazł się cudownie akurat wczoraj. Matka P(Olka) nie ma pojęcia, jakim cudem znalazł się w szufladzie z przyprawami. Jest wprawdzie z domieszką ziół, ale żeby aż tak? Krem wprawdzie do twarzy, ale przecież nie zaszkodzi powalczyć ze zmarszczkami również na dupie.

Matka P(Olka) czuła się wczoraj jak gwiazda. Zewsząd mnóstwo życzeń, tak więc młoda i piękna Matka P(Olka) chciałaby serdecznie za nie podziękować. Matka P(Olka) pojęcia nie miała, że aż tylu znajomych posiada. I nieważne, że tylko kilka osób wiedziało o Matko - P(Olkowych) urodzinach, zanim powstał fejsbuk. Ważne, że Matka P(Olka) miała swoje pięć minut.

Pierworodny zrobił Matce P(Olce) laurkę. No dobra, przerobił laurkę, która pierwotnie miała być dla kolegi. Skreślił jego imię, napisał "Mum" i już gotowe. A na laurce rakieta i robot. Czyli to, co Matka P(Olka) najbardziej lubi, choć o tym jeszcze nie wie. Barbara też chciała zrobić laurkę, więc wytargała obrazek z kolorowanki   Toy Story, a na obrazku akurat jakiś kowboj się trafił. Matka P(Olka) całe życie marzyła o kowboju w prezencie :) Młody też podarował prezent. Spał. Po prostu spał. Dłuuuugo. Matce P(Olce) nie potrzeba niczego więcej. Wystarczy laurka z robotem i rakietą, kowboj i odrobina snu.

No dobra, była jeszcze biżuteria i bilet na koncert Eda Sheerana podarowany wcześniej. 

Matka P(Olka) kocha urodziny.

Urodziny kochają Matkę P(Olkę).

Tylko ten wiek....  


4 marca 2015

Matka P(Olka) i matki najmądrzejsze

Matka P(Olka) jest matką. Fakt ten został potwierdzony przez matkę naturę trzykrotnie. I tak od niespełna pięciu lat,  metodą prób i błędów, dzielnie kroczy Matka P(Olka) drogą zwaną MACIERZYŃSTWO, na której to drodze więcej zakrętów jest niż prostej. I tak kroczy ta Matka P(Olka) z trójką tych swoich dzieci, skręca raz w prawo, raz w lewo... Najczęściej myli lewą z prawą i idzie pod prąd.  Potyka się mimo braku szpilek, kurwuje co zakręt jak na zakręt przystało, no ale kroczy. I nieba by uchyliła tym swoim dzieciom zawsze. Prawie zawsze. Właściwie to czasami, bo przecież niezdrowo tak w nadmiarze tego nieba uchylać. Od pięciu prawie lat Matka P(Olka) stara się być najlepszą mamą na świecie. I chyba jej się udaje, skoro dzieci mówią: "Mamusiu, jesteś najlepsza na świecie". To znaczy jedno dziecko mówi. Bo drugie mówi niewyraźnie, a trzecie wcale. I szlag jasny trafia Matkę P(Olkę), kiedy "matki najmądrzejsze" mówią jej, jak MUSI wychowywać, karmić, ubierać, dbać o zdrowie. 

Matka P(Olka) spieszy z definicją "matek najmądrzejszych":

matki najmądrzejsze - matki, które wiedzą wszystko najlepiej, nigdy się nie mylą, są alfą i omegą, wyrocznią w temacie posiadania dzieci. Matki najmądrzejsze żyją w przekonaniu, że ich zdanie jest jedyne, nieomylne. Matki najmądrzejsze zwykle żyją w stadzie zwanym "kółko wzajemnej adoracji", zakrzykując matki normalne. Bo matki najmądrzejsze nie są normalne. A skoro nie są normalne, to są nienormalne i coś w tym, cholera, jednak jest. 

Biorąc pod uwagę wszystkie rady "matek najmądrzejszych", Matka P(Olka) jest matką beznadziejną. Bo na przykład daje dzieciom parówki. Właściwie jednemu dziecku, bo drugie nie chce, a trzecie nie może. Ale jak będzie mogło, to Matka P(Olka) da. A to niedobrze. Bo parówki to samo zło. Bo matki najmądrzejsze tak mówią i tak jest. Matka P(Olka) chciałaby kupować parówki z najwyższej półki, ale ustaliliśmy już, że w kolejce po wzrost nie stała i nie sięga. Mimo to jednak parówki kupuje dobre i dzieć je lubi. I właściwie Matka P(Olka) ma w dupie, czy te parówki mają w sobie tylko mięso z mięsa, czy też z wieprzowego ciulika. Bo nawet jeśli, to w takim razie dzieć lubi wieprzowe ciuliki. Rośnie zdrowo, niech je! Matka P(Olka) do parówek dodaje ketchup wcale nie domowej roboty, tylko kupiony w polskiej hurtowni. Pikantny nawet! A nie wolno, bo uczula. Bo matki najmądrzejsze tak mówią i tak jest. Do tego wszystkiego Matka P(Olka) podaje mleko. Krowie! No, Młodemu swoje własne, ale starszym krowie. Nie sojowe, nie kokosowe, nie migdałowe. Krowie. Ustaliliśmy już, że kokos tylko w batonikach i w Malibu. Wiadomo, jedno i drugie tylko dla Matki P(Olki). Dla dzieci wiórki kokosowe z Rafaello, bo Matka P(Olka) nie lubi. A krowie mleko zabija. Bo matki najmądrzejsze tak mówią i tak jest. Do krowiego mleka Matka P(Olka) dodaje dzieciom płatki. Nie owsiane. Zwykłe czekoladowe kulki. Dzieci lubią, jedzą, nie marudzą, a Matka P(Olka) oszczędza rano kilka cennych minut, których nie musi tracić na ciągłym powtarzaniu: "Jedz. Jedz. Jedz." Ale kulki czekoladowe to też samo zło. Bo matki najmądrzejsze tak mówią i tak jest. Matka P(Olka) nie daje dzieciom kaszy jaglanej z masełkiem. Owsianki też nie. Sama zje chętnie, ale dzieci nie chcą. "Matki najmądrzejsze" w swej nieomylności mówią, że KAŻDE dziecko je to, co jedzą rodzice. Ale "matki najmądrzejsze" nie są matkami KAŻDEGO dziecka, tylko swojego własnego. Matka P(Olka) je owoce, warzywa, ciemne pieczywo, mięso, ryby, jajka. Ojciec P-ERO też. Pierworodny też. A Baśka zajada tylko frytki i mięso w panierce. Czasem białą bułkę i paluszka rybnego. No i jogurty na krowim mleku, zwykle z czekoladowymi kulkami. I co? I żyje. I rośnie nawet. I mówi w dwóch językach. (np: Mamo, idę do school, mam tu box, a w nim cookies). Matka P(Olka) szczepi dzieci. No szczepi. No i? I tragedia! Bo nie wolno szczepić. Bo matki najmądrzejsze tak mówią i tak jest. I oczy by wydrapały, bo ktoś myśli inaczej, szczególnie, kiedy o szczepienia rzecz się rozchodzi. A przecież Matka P(Olka) ma oczy, uszy. I mózg nawet. A oczy to i w dupie ma, kiedy trzeba. I mimo to dzieci szczepi. I karmi parówkami, poi krowim mlekiem i Kubusiem nawet. I pozwala oglądać bajki. Ba, czasem sama zachęca, bo przecież Matka P(Olka) jest egoistką i czasem myśli tylko o sobie. A ma pewność, że oglądając Peppa Pig czy Paw Patrol dzieci się nie pozabijają a i czegoś się przy okazji nauczą. A "matki najmądrzejsze" nie pozwalają dzieciom oglądać bajek. Ciągle tylko rysowanie, malowanie, wycinanie, budowanie. Pierworodny też buduje, tyle, że z LEGO. A nie wolno z LEGO, tylko z drewnianych, ekologicznych klocków. Matce P(Olce) myli się już, co jest ekologiczne, co jest organiczne i co z tych dwóch rośnie na gównie. I nawet Matka P(Olka) wie, że nawet najbardziej wychuchane dziecko może dostać pierdolca bez parówki, bajki i klocków LEGO.

Apel do "matek najmądrzejszych":

Karmcie kaszą jaglaną z masełkiem, pójcie mlekiem sojowym czy innym, nie szczepcie, jedzcie organicznie, ekologicznie, naturalnie, bawcie się z dziećmi tylko drewnem i fasolą. Zyjcie po swojemu, wychowujcie po swojemu, karmcie po swojemu.

Ale przy tym pozwólcie innym matkom żyć, wychowywać, karmić po swojemu. 

I nie wkurwiajcie Matki P(Olki) swoimi fochami, tylko dlatego, że myśli, mówi i robi inaczej niż wy. Inaczej nie znaczy źle. 

Dziś środa!

Matko - P(Olkowa) tolerancja na "matki najmądrzejsze" jest mocno ograniczona. 


1 marca 2015

Matka P(Olka) i absolutny brak obiektywizmu

Matko - P(Olkowy) Pierworodny Syn okazuje się być bardzo mądrym małym człowiekiem. Oczywiście Matka P(Olka) wiedziała, że Pierworodny będzie bardzo mądry, jeszcze zanim go zaplanowała. No dobra, bądźmy szczerzy, Pierworodny nie był zaplanowany. Poprzestańmy na tym, że jest mądry. Zdanie to podzieliła wychowawczyni Pierworodnego, co sprawiło, że Matka P(Olka) urosła o te kilka centymetrów. Wiadomo już, że nie stała w kolejce po wzrost. Ale dzięki pochwałom pod adresem Pierworodnego dobiła do 150 cm! I tak w pierwszym odruchu przypisała sobie wszystkie Pierworodne sukcesy szkolne i pomyślała sobie: "no! po Mamusi!". Po krótkiej analizie jednak siadła i zapłakała. Okazuje się bowiem, że jedyną Matko - P(Olkową) cechą Pierworodnego jest to, że mówi on dużo, szybko i głośno. 
No bo dajmy na to - taki język angielski. Matka P(Olka) powinna być właściwie wdzięczna naturze, że ta podzieliła geny tak a nie inaczej. Matka P(Olka) na lekcjach języka angielskiego bywała okazjonalnie. I głowy do języków nie ma absolutnie, podczas gdy Ojciec P-ERO włada biegle językami trzema, a czwartego się uczy. Hmmm... Zatem 1:0 dla Ojca P-ERO. 
Bogaty zasób słów. Matka P(Olka) była pewna, że to jej cecha. Bo przecież taka oczytana, rozpisana i w ogóle mądra bardzo! Wyściskała od razu Pierworodnego, poczochrała. Po czym usłyszała, że Pierworodny tłumaczył ostatnio dzieciom, co to jest teleskop. A wcześniej funkcjonowanie śmieciarki. I budował rakietę. Okazuje się, że Ojciec P-ERO nie jest tylko dawcą. Okazuje się, że geny Ojca P-ERO zgromadziły się w Pierworodnym w większości. Kumulacja! 2:0 dla Ojca P-ERO.
Zamiłowanie do matematyki i logiczne myślenie. No prawie Matka P(Olka). Przecież skończyła Liceum o profilu matematyczno - fizycznym. Wprawdzie na matematyce bywała tylko duchem, a na fizyce właściwie w ogóle jej nie było, podobnie z resztą, jak na angielskim... A Ojciec P-ERO siedzi w tym swoim EXCEL'u, zapisuje cyferki, które nie wiadomo, co znaczą. Matka P(Olka) też posługuje się cyferkami. W końcu przypadł jej w udziale domowy budżet. Tylko czekać, kiedy puści rodzinę z torbami w zamian za batoniki. 3:0 dla Ojca P-ERO
Śmiałość. Matka P(Olka) się poddaje. Na pierwszym semestrze studiów Matka P(Olka) nie miała żadnych znajomych. Przyłączyła się kiedyś do rozmowy i powiedziała: "cześć wszystkim, jestem Ola..." Z racji kierunku studiów cała reszta czekała, aż padną słowa: "...i jestem alkoholikiem", na szczęście Matka P(Olka) zamilkła. I tak milczała przez pół roku. Później była akcja: "PRZYGARNIJ KROPKA" i Matka P(Olka) poznała cudowne baby :) Ale to Ojciec P-ERO imprezował, tańczył i czarował. 4:0 dla Ojca P-ERO.
No dobra! coś dla Matki P(Olki). Pierworodny jest klasowym mistrzem w pisaniu. Matka P(Olka) maturę z języka polskiego napisała na stron 12, pracę magisterską na stron 120. Ojciec P-ERO zmieścił się odpowiednio na stronach 4 i 40. Matka P(Olka) pisać lubi i jest bardzo wyczulona na błędy. No dobra. Poza fontanienami. Matka P(Olka) dopiero niedawno dowiedziała się, że dopełniacz liczby mnogiej słowa "fontanna" to "fontann". Nie do pomyślenia, bo przecież "panna - panien, wanna - wanien, rynna - rynien". To czemu akurat fontann?! W każdym razie fontanieny stały się hitem i okazją, żeby sobie z Matki P(Olki) kpić. Kpijcie sobie, kpijcie :P A Matka P(Olka) i tak napisze książkę! W każdym razie "mistrz w pisaniu" to zdecydowanie Matko - P(Olkowa) cecha. No chyba, że mówimy o pisaniu w języku angielskim. 
Matka P(Olka) leży. 
Temat czytania Matka P(Olka) pomija więc...

Na szczęście w Baśce widać Matko - P(Olkowy) potencjał!  :)